piątek, 17 maja 2013

We can start It all, Over Again?

No to może teraz coś z mojego teraźniejszego życia. Niby żyję sobie normalnie, ale cały czas mam wrażenie, że wszyscy starają się wymazać złe wspomnienia. Tym pomaganie jedynie niszczą wszystko

Budzę się rano i od razu wita mnie mój kochany pies. Właśnie. Pies. Kolejny przyjaciel, który mi przynajmniej w normalny sposób pomaga. Mimo iż nie wie co przeżyłam i sam tego nie rozumie, to czuję, że będzie ze mną do końca. Wszystko się zmieniło, tylko nie on. Nazywa się Buffy i jest rasy Samojed. Nie jest za stary, aby szybko odejść, ani za młody, aby zachowywać się jak hiena w agreście.
Wracając do mojego życia. Poranek mija szybko, zdecydowanie za szybko. Moje poranki są najlepsze, ponieważ nikogo nie ma w domu i mogę pobyć sobie sama. Wstaję z łóżka i idę się jakąś ogarnąć.
Sama nie wiem jak mogłam się tak stoczyć, ale to samo tak wyszło. Codziennie stoję w bezruchu przed lustrem i zastanawiam się czy tak miało być. Czy z wesołej dziewczynki miał wyrosnąć taki potwór. Przeczesuje kilka razy dłońmi czarne włosy i układam je na bok. Oczy maluje głównie czarnym cieniem, ale zdarzają się dni, w których maluje je kremowym, aby nie wyglądać jak jakaś ćpunka. Rzęsy mam długie, więc nie potrzebują dużej ilości tuszu. Jedynie dwa przeczesania, nic więcej. Usta mam ładne i duże. Jedynie ta część mojego ciała mi się podoba. Moja cera jest lekko za jasna. Czasami myślę, czy moja samoocena rzeczywiście aż tak bardzo spadła. Nie mam depresji z powodu moich niedoskonałości. Toleruje je. Przynajmniej się staram, lecz czasami po prostu nie wytrzymuję.
Niekiedy słyszę różne komentarze ze strony znajomych, żebym się nie poddawała, ponieważ to wszystko mi szkodzi. Jak mi szkodzi? Może z ich perspektywy to wygląda źle, ale z mojej dobrze. W sposób jaki funkcjonuje jest wg. mnie odpowiedni dla mnie. Staram się nie myśleć o wszystkim. Wieczorem chodzę po całym mieście, mając nadzieję, że coś złego w końcu mi się stanie. Coś gorszego od tej operacji. Całymi dniami jestem razem z Pawłem i Patrishią. Właśnie. Patrishia. Jest to moja przyjaciółka od małego. Zna mnie jak nikt inny, ale jakoś nie utrzymujemy tak bliskich kontaktów. Traktujemy się jak Przyjaciółki, a nie jak Siostry. Za młodu myślałam, że ta przyjaźń przerodzi się w coś piękniejszego. Coś w stylu Miłości Braterskiej lub nawet Rodziny, ale niestety nie było tego ognika w sercu. Pamiętam, że zawsze miałam przez nią kompleksy. Ona jest idealna. Piękne duże oczy i malinowe usta. Idealna cera bez żadnych niedoskonałości i piękne włosy, które nie potrzebowały żadnych odżywek. Wszystko dopełniała gracja tej dziewczyny. Aż pozazdrościć. Ale czemu się dziwić? Jej rodzice sami nie grzeszyli urodą..
Wracając do mojego beznadziejnego życia.. Tak, beznadziejnego. Czasami w weekendy chodzę na basen, ale tylko dla własnej przyjemności. Nurkowanie mnie uspokaja. Potrafię długo siedzieć pod wodą, więc spędzam tam tyle czasu ile potrafię. Nigdy nie lubiłam pływać, ale od.. tamtego dnia zaczęłam. Po prostu chciałam mieć jakąś izolacje od świata, a tam jest idealna. Wtedy sobie układam wszystko w głowie. To się może wydawać dziwnie, ale tak jest naprawdę.
Tak więc.. To jest mój typowy dzień. A wiecie co się dzieje w moje urodziny? Po prostu piekło. Jak już wspomniałam, odbywa się Zjazd Rodzinny, którego nienawidzę. Wszyscy składają mi życzenia i zawsze pojawia się zdanie: "Nie martw się, wszystko się ułoży.". Gówno prawda. Nic się nie ułoży. Straciłam wszystko, a oni próbują mnie pocieszyć w taki sposób. Przypominają mi wszystko co wtedy czułam. Znowu pojawia się ta czarna dziura w sercu. Co ja wtedy robię? Uśmiecham się i udaje, że te życzenia wiele dla mnie znaczą. Mogliby po prostu życzyć mi dobrych ocen w szkole. Nic więcej nie potrzebuje. Nie chcę szczęścia, radości, miłości, pomyślności lub kasy. Chcę, aby chociaż w szkole mi się udało. W kwestii budynku, którzy przypomina więzienie.. Tam też nie mam życia, ale to już inna sprawa.
W tym roku podobno rodzice mają dla mnie mega niespodziankę. Starali się o nią dwa lata, więc.. No ten tego. Postaram się cieszyć z niej w tym roku. Btw. Zauważyłam pewną rzecz. Jeśli tą niespodziankę przygotowywali dwa lata.. To znaczy.. Że od tego dnia, w którym wszystko straciłam. Czy to będzie miało coś z tym wspólnego? Sama nie wiem. Nie będę się tym zamartwiać. Powrócę do szarej rzeczywistości, która jedynie Paweł i Patrishia starają się pokolorować. Kiedyś im się uda. Mam nadzieję..

Już za dokładny tydzień moje urodziny. Nie mam zielonego pojęcia skąd pojawiła się ta myśl w mojej głowie, ale.. wypadałoby kupić jakieś nowe ciuchy.
- Patrishia? - wypowiedziałam te słowa z niepewnością do telefonu.
Od razu po drugiej stronie rozbrzmiał melodyjny głos przyjaciółki. Boże, jak ja jej zazdrościłam głosu.
- Potrzebuje Twojej pomocy. - powiedziałam stanowczo. Nie owijałam w bawełnę.
- A konkretnie? - spytała. Normalnie poczułam to, że ona się uśmiecha.
- Zakupy. Ty i Ja. Jutro. - odpowiedziałam.
Kurde, kolejne zdziwienie, ponieważ z mojego gardła wydobył się lekki pomruk śmiechu.
- O mój Boże! Ok, ok. Jutro. OMG. - skomentowała podekscytowana tym faktem i się rozłączyła.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam sobie pochodzić po mieście..

Zapowiada się dobrze.. 


_____________________

Cześć, tu ja. Kaśka. [autorka bloga]
Jeśli czytacie tego bloga, to proszę.. Pozostawiajcie po sobie ślad w postaci komentarza.
Nie mam motywacji, aby dalej pisać. :< 

Pozdrawiam, Kajtek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz